22 czerwca 2018
W DPS jestem od października 2017 roku. Przyszłam tu z własnej inicjatywy. Miałam dość trudny okres w życiu, wypadłam z życia zawodowego z powodu kraksy ulicznej, długo nie mogłam się w nic angażować ze względu na dolegliwości. Po czasie pomyślałam, że skoro nie mogę wrócić do pracy zawodowej, to mogę zrobić coś dobrego dla kogoś.
Pamiętam swój pierwszy dzień tutaj. Byłam potwornie spięta i zestresowana. Nie wiem, czym się stresowałam, nowością? Trudno mi chyba było przebić się przez samą siebie.
Od razu weszłam w grupę, co oznacza, że nie zajmowałam się jedną osobą. Obserwowałam mieszkańców i wymyśliłam sobie, że podejdę do kogoś kto czuje się tak samo niepewnie, jak ja. Trafiłam na panią Anię, która nie reagowała na nic, siedziała w kompletnej ciszy. I nagle na mnie krzyknęła: „Zostaw mnie w spokoju!” Oho! Pomyślałam sobie, że nie zawsze trzeba się narzucać. Później z czasem gdy obserwowałam otoczenie to widziałam, że są różni ludzie, potrzeba więc wyczucia. Zrozumiałam, że niektórzy są jak dzieci, trzeba do nich podejść inaczej.
Zdarzenie z panią Anią nie zniechęciło mnie jednak do wolontariatu, mam świadomość tego, że każdy człowiek jest inny. Przede wszystkim trzeba podchodzić z ciepłem, miłością, bez względu na to, czy ktoś fuknie, czy nie fuknie. Dziś już wiem, że czasem wystarczy po prostu razem pomilczeć, potrzymać za rękę. Nie trzeba nic wielkiego.